piątek, 15 listopada 2013

Zostaniesz w moim sercu na Zawsze.

(Perspektywa Draco)
Leże w łóżku, ten dzień był cholernie wyczerpujący. Od śniadania do kolacji i uczenia się, do północy.
Teraz przekręcam się z boku na bok, i co chwila zerkam na zegarek. Z każdą chwilą jest coraz bliżej świtu, a ja nie mogę cały czas zasnąć. Nie wiem co mnie tak wyprowadza z równowagi. Gdy zmrużę oczy ukazuje mi się widok szatynki. Ale przecież to tylko zwykła szlama. Po chwili zaczyna mi się robić gorąco, a w brzuchu czuje dziwne uczucie. Pierwszy raz tak mam. Czy ja się czymś przejmuję?
Decyduje się wstać z łóżka, poćwiczę. Mam gdzieś że jest już noc. Ściągam koszulkę.
Kładę się na ziemi i zaczynam robić brzuszki, robie kilka serii po 200 brzuszków.
Gdy zaczynam się pocić robię pompki. Po półgodziny biorę hantle i dźwigam je. Mimo iż moje ciało zajmuje się, czymś innym. To umysł, jest gdzieś daleko. Nie wiem sam nawet gdzie, ale nie próbuje się skupiać nad tym. Jestem wkurzony. Po chwili mam już dość i ide pod prysznic.
Rozbieram się, i namydlam się żelem pod prysznic, ma zapach chyba mięty. Włączam gorącą wodę, i kilkanaście minut stoję pod jej strumieniem. Wychodzę, przecieram ciało ręcznikiem. Ubieram luźne bokserki. W pokoju jest gorąco. Mimo iż, jest już październik to dalej jest ciepło.
Siadam na kanapie, a do szklanki nalewam sobie trochę ognistej. Wlewam duży łyk do gardła.
Od razu czuje pieczenie. Nie bez powodu nazywa się ona Ognista. Gdy Whisky jest już w żołądku, moje ciało przechodzi dreszcz, a po nim przepływa ciepła fala, która po chwili znika. Zostawiając lekki żar.
Rozkoszuję się tą chwil, mam spokój. Mija chwila, a ja łapie się na tym, że zasypiam na kanapie.
Zwlekam swoje ciało z kanapy, chociaż każdy jego milimetr odmawia mi posłuszeństwa. Wlokę się dosłownie wlokę się, i rzucam na łóżko. Okrywam się lekką kołdrą. W całej sypialni panuje mrok. Gdzieniegdzie prześwituje przez wielkie ciężkie kotary, światło księżyca. Na mojej twarzy jest mały cień, a ja idealnie mam widok na księżyc. Zaczynam dostawać szału. Wstaje i ściągam kotary coraz bliżej siebie.
Znowu się kłade do łóżka, i chyba już zasypiam. Całą noc, śnią mi się debilne sny.
Biegnę labiryntem, i gdy słyszę jej głos na mojej drodze napotykam szybę. Próbuje ją rozbić, kopie i wale pięściami. To nic nie daje. Odwaracam się szybko i znowu biegnę.
Próbuje przyśpieszyć, ale moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Z całych sił biegnę jak najszybciej mogę. 
I słyszę jej przeraźliwy krzyk, po mojej skórze ściekają krople potu. Musze ją uratować, co chwila powtarzam sobie to w myślach. Ale strach przed tym co może jej się stać, gdy nie dotrę szybko na miejsce mnie coraz bardziej motywuje.
-Draco-słyszę jej krzyk, odbija się on echem w mojej głowie. 
Dobiegam do samego środka labiryntu. Rozglądam się i próbuje uspokoić oddech...
Jej tu nie ma. Całe to miejsce oświetla tylko księżyc, mruże oczy by przystosować wzrok do tego miejsca. Ogarniam każdy milimetr po kilka razy.
-Więc przyszedłeś-jego głos mnie przeraża. Obracam się szybko, ale nie ma go nigdzie.
-Ona i tak już umrze, wykrwawia się. Moge ją uratować. Ale nic za darmo-śmieje się, a ja tylko próbuje przygotować się na najgorsze-TY umrzesz-szepce cicho, i pierwsze słowo rozchodzi sie po mojej głowie jak echo. W jednej chwili do ręki biore ostry kamień, i przecinam nim przedramienie.
Po mojej skórze cieknie krew, i spływa strużką na ziemie. 
 Gdy już zaczynam umierać, przez moją głowe przechodzą wszystkie obrazy mojego życia.
-Zostaniesz w moim sercu na zawsze-zamykam oczy. I spadam. A wokół mnie wirują obrazy życia...
Mija cała wieczność, każde moje wcielenie, wszystkie błędy. Widze je. Spadam, coraz głębiej.
Budzę się, i siadam na łóżku, moja klata lepi się od potu, przecieram oczy. Nie chce myśleć o śnie. Jedyne co mnie intryguje, to kim była dziewczyna którą "kochałem".
Wchodzę do łazienki, i zapalam światło. Rozbieram się, i wchodzę pod prysznic.
*~*~*~*~*
Leże w łóżku, ogarniam wzrokiem pokój. I jedno wiem, ten dzień zapowiada się dobrze. Słońce świeci, a ja chyba jestem szczęśliwa. Zrywam się szybko z łóżka, podchodzę do szafy, wyciągam z niej szare czarne rurki, beżową bokserkę i czerwony sweterek w czarne paski. Zgarniam z szuflady bieliznę i wchodzę do łazienki. Mocno wciągam powietrze do płuc, tak jakbym nigdy więcej nie miałoby być mi dane poczuć ten sam zapach. Wchodzę do łazienki i machnięciem różdżki zapalam wszystkie światełka. W pomieszczeniu panuje ciepła atmosfera, ciemno brązowe meble, białe blaty i wielkie lustro. To jest miejsce które uwielbiam. Zawszę tu czuję się jak w domu. Przejeżdżam palcem po białym blacie, i szybko się rozbieram. Wchodzę pod prysznic, opłukuje ciało letnią wodą by się rozbudzić, chociaż dzisiaj nie mam z tym problemu. Namydlam ciało olejkiem by nadać jej gładkość. W powietrzu rozchodzi się zapach róż. Płyn lekko się pieni w zetknięciu z moją skórą. Przyłapuję się na tym, że stoje już kilka minut.
-Śpiesz się Mała-uśmiecham się pod nosem,zdarza mi się samej mówić do siebie. Tak wiem, zabawne.
Wychodzę spod prysznica, owijam się ręcznikiem. Rozczesuję włosy, dzisiaj świetnie się układają. Lekkie fale opadaja mi na ramiona, i łopatki. Nakładam trochę podkładu i robię sobie kreski na oczach. Rzęsy lekko tuszuję. Ubieram na moje ciało kremowy biustonosz i czarne figi. Z zachwytem patrzę na swój brzuch. Prawie całe wakacje ćwiczyłam, i biegałam. Teraz mogę nosić spokojnie obcisłe ciuchy. Jestem z siebie dumna.Gdy już mam się zbierać do wyjścia przypominam sobię by lekko spryskać się perfumami. Dostałam je od mamy z Francji... Rozpylam w powietrzu troszkę perfum, i od razu wyczuwam zapach wanili, imbiru i kwiatów jaśminu. Zapach jest przy tym tak pociągający. Wychodzę z łazienki, ubieram szatę. I podziwiam z dumą swoje odbicie w lustrze. Uśmiecham się, gdy patrzę na godło i oznakę Prefekta Naczelnego.
Lekko przeczesuje jeszcze palcami włosy, i patrzę na zegarek. Musze już biec na śniadanie. Zakładam torbę na ramie, i wychodzę w pośpiechu z pokoju.
       Przechodzę przez salon, i prawie nikogo tam nie ma. Rozglądam się, każdy już poszedł na śniadanie. Idę przez korytarz. Muszę szybko iść, żeby spokojnie zjeść i zdążyć na pierwszą lekcję. Dzisiaj zaczynam od... werble... Obrony przed czarną magią. Lubie ten przedmiot, w tym roku uczy go Tłustowłosy nietoperz. Obok mnie przechodzi wściekła Pansy, oho... Jeżeli ona tędy idzie, to zaraz za nią... Nie zdążam dokończyć swojej własnej myśli, widzę go. Idzie korytarzem dumny jak zawsze, jednak w jego oczach widzę że coś jest nie tak... Jest kilka metrów ode mnie. Draco patrzy mi się prosto w oczy... Widzę w nich iskrę. Przechodzi obok mnie, a ja tylko odwracam się przez ramię. Nasze spojrzenia się spotykają. On też się za mną odwrócił. Uśmiecham się pod nosem, i ide dalej. Wielki arystokrata, napuszony bałwan Dracon Malfoy, popatrzył się na mnie, a nawet odwrócił... Hahahahaha, śmieszne. Wredna świnia nie chłopak, zwykły maminsynek. Idę dalej, wchodzę już do wielkiej sali. Idę, a uczniowie się na mnie patrzą. Dochodzę do stolika Gryfonów. Siadam obok Freda i Ginny.
-Mała co tak długo? Usychałem z tęsknoty-uśmiecha się i całuje mnie czule w czoło.
-Zaspałam, ale się zebrałam i jestem. A ty Kochanie nie musisz tak udawać, że ci zależy-śmieje się, a Rudzielec robi tylko obrażoną mine.
-Świetnie że tak uważasz...-zaczyna się znowu robić wredny.
-Fred żartowałam... Przestań-uśmiecham się-Tak. Hermiono ty zawsze żartujesz...
Dokańczam tosta i wstaję. Nie zważam na to, że wszyscy się na mnie patrzą. Idę dalej...
Pierwszy rok naszego związku był świetny, dogadywaliśmy się... A teraz... Fred coraz częściej zwraca uwagę na inne dziewczyny, coraz częściej nie ma czasu, ma focha... Czuje że to mnie bardziej zależy...
Ide korytarzem, a właściwie zaczynam biec. Mam już tego dość... A miałbyć taki miły dzień, jednak jak zawsze Fred to spieprzył.
Siadam na ławce pod klasą i wyciągam podręcznik do OPCM-u. Czytam treść dzisiejszego tematu.
Bedzie ciekawie. Słyszę dzwonek. Gryfoni ustawiają się po lewej a Ślizgoni po prawej. Większość z nas mierzy się nawzajem, na mnie to jednak nie robi wrażenia. Ogarniam wzrokiem kto ma ze mną zajęcia i dostrzegam Pansy krzywo patrzącą się na mnie.
-Co Granger, inne Szlamy pokazały ci jak się ubierać?
-Mopsie wyświadcz mi przysługę i zamknij się ok?-uśmiecham się ironicznie.
-Oooo, kto cię nauczył tak pyskować? Twój Chłoptaś?-pyta się, a z ust kapie jej jad. Nie wiem jak ona to robi, ale nienawidzę jej. A ja przecież jestem pokojowo nastawiona. W jednej chwili dzieje się coś dziwnego. Draco staje obok Pansy i ciągnie ją za rękę.
-Przestań...-ciągnie ją a ona tylko wyburmusza oczy.
-CO? Podoba ci się, ta SZLAMA?!-krzyczy na cały korytarz.
-Uspokuj się... Nikt tu się nikomu nie podoba-Wzdycham i zaczynam się z niej śmiać.
-Malfoy, Granger, i Parkinson szlaban dzisiaj o 18.00-Głos Nietoperza rozchodzi się echem po korytarzu.
-Ale ja nic nie robiłam, zaczeła ona-palcem wskazuje na mnie, a ja tylko wykręcam oczyma...
-Dobrze więc, tylko wasza dwójka ma szlaban.
Wzdycham głośno, ale jednak rezygnuje  próby kłótni, nie opłaca mi się to.
   Siadam w ławce razem z Nevillem. Muszę przyznać że przez te wakacje zmienił się, jest o wiele wyższy, przystojniejszy. Uśmiecham się do niego, a on odpowiada tym samym. Zaczyna się lekcja... Która się dłuży, dłuży, i dłuży. Nie mogę się skupić... Mija już cała lekcja a ja zbieram książki z ławki i niedbale wrzucam je do torby.


Rozdział krótki, ale co poradzę. XD
Komentujcie, bo to na serio wiele znaczy :*
Całuje Hedwiga

2 komentarze:

  1. Ciekawie się zaczyna, czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jej dziewczyno, kiedy Ty nauczyłaś się tak ładnie wszystko opisywać?! mega Ci tego zazdroszcze! :D rozdział jak dobrze wiesz, jest super :) Hermiona i jej brzuch <3 czekam z niecierpliwością na nowość :) buziaki :*

    OdpowiedzUsuń