wtorek, 29 października 2013

Prolog.

Hermiona Graner. Zwykła szesnastolatka ucząca się w niezwykłej szkole. Jej życie przez wiele lat było przeciętne. Mugolska rodzina, rodzice dentyści. Niby nic niezwykłego. A jednak. W tej niegdyś małej dziewczynce płyneła, dziwna krew. Krew czarownicy. Pewnego letniego południa otrzymała list. Zapraszający ją do nauki w Hogwarcie. Ekscytacja dziewczynki przewyższała wszystko, rodzice nie mogli w to uwierzyć. Przyszedł czas na zakupy, a w końcu na naukę. W wielkiej magicznej szkole. Hermiona została przydzielona do domu Lwa. Ku zaskoczeniu tiara chciała ją przydzielić do Slytherinu, domu gdzie czystość krwi była podstawą. Jednak panna Granger uprosiła stary "Kapelusz". Później z roku na rok dziewczyna była coraz piękniejsza. Zdobyła prawdziwych przyjaciół. Jeden nawet się w niej podkochiwał.
Hermiona była piękną wysoką szatynką, o czekoladowych oczach, pięknych szczupłych dłoniach które uwielbiały malować i rysować, a także grać na pianinie. Jednak nie wszystko zawsze szło po jej myśli.
Czasem zdarzały się kłótnie, i było pod górke. Ale to co się wydarzyło na piątym roku, miażdżyło wszystko co było do tej pory. W jej życie wparowała miłość. Czasem wszystko czego ludzie potrzebują to miłość.
Światopogląd Hermiony się zmienił. Dużo przeszła. Teraz tylko pojawia się pytanie.
Czy to wszystko skończy się Happy end'em?
*~*~*~*
Biegnę korytarzem na zajęcia. Chyba już jestem spóźniona na zaklęcia. Zaczyna mi brakować tchu w płucach. Patrze na zegarek ile minut się spóźniłam i wpadam na kogoś.
Podnosze wzrok i widze jego oczy.
-Dokąd tak biegniesz Granger. Przed sobą przecież i tak nie uciekniesz-jego usta wyginają się w dziwny grymas.
-Przed sobą może i nie, ale przed takim palantem i owszem-odgryzam się i wstaje. Chłopak przybliża się do mnie niebezpiecznie i przyciska mnie do ściany.
-Wiesz, może i jestem palantem ale i tak cie pociągam-czuje jego oddech na policzku. Czubki jego palców lekko dotykają moje włosy.
-Chciałbyś Malfoy, myśle że to ja ciebie bardziej ja pociągam niż kto kolwiek inny-uśmiecham się i cmokam ustami.
-Yhy pewnie-jego usta zbliżają się do moich, jakaś siła pociąga mnie do niego. Nasze usta są niebezpiecznie blisko jego. Czuje jego oddech, jego męskie perfumy.
Moje serce bije coraz szybciej, a ja tylko nie moge się oprzeć.
I nagle ktoś odciąga go ode mnie. Widze tylko blondyna leżącego na ziemi.
-Co ty sobie wyobrażasz?-krzyczy wysoki Rudzielec.
-Fred dość-błagam go, ledwo szeptem. Nie wiem czy to usłyszał. Blondyn leży, patrzy na mnie zmrużonymi oczyma. A ja tylko przepraszam go po cichu.
-Nie podwalaj się do niej!-warczy Rudzielec i bierze mnie za rękę i ciągnie do klasy.
Oddalamy się, a Draco dalej leży na ziemi.  Idziemy chwile i nagle Fred staje naprzeciwko mnie, i patrzy się na mnie. Co on sobie myślał? To było tylko chwilowe. Moja słabość tyle.
-Fred, ja nie wiem jak to się stało-przytulam go.
-Mam nadzieje, przecież ty jesteś moja-całuje mnie czule w usta, i razem idziemy na lekcje.


Więc to jest prolog. Narazie krótki, bo krótki, ale to tylko prolog. Niektórzy mnie znają z bloga : Fremione.
Jeżeli ktoś go przeczyta, to niech skomentuje :*.
Całuje Hedwiga